Not logged in | Log in | Sign Up
W obecnych czasach miejskie samorządy starają się łatać budżet sprzedażą działek pod zabudowę. Niekiedy można odnieść wrażenie, że tereny sprzedawane są gdzie popadnie i potem efekt jest taki, że stoi blok przy bloku. Inna sprawa, że im bliżej centrum, tym większa jest wartość gruntu. Ponadto deweloperzy starają się upakować jak najwięcej mieszkań na jak najmniejszej powierzchni, kiedyś budowano w tym celu wieżowce, obecnie stawia się wiele niższych bloków na niewielkim terenie.
Klient wybredny nie lubi wieżowców, stąd zamiast podwyższać wysokość budynków dogęszcza się zabudowę. Jest to o tyle korzystne dla nabywców mieszkań, że pozwala obniżyć ceny do rozsądnego poziomu, gdyż koszt zakupu gruntu rozkłada się na większą liczbę mieszkań. Owe "stare rozsądne wzorce" wynikały z, typowego dla systemu nakazowo-rozdzielczego, swobodnego gospodarowania ziemią, bez względu na jej wartość. W realiach wolnorynkowych, gdzie dobrze zlokalizowane, uzbrojone grunty stanowią dobro rzadkie powrót jest raczej niemożliwy, tym bardziej, że wciąż jesteśmy w tyle za Europą zachodnią pod względem statystycznego deficytu mieszkań i średniej wielkości PUM na mieszkańca.
Co ciekawe w tzw. wielkiej Warszawie jest sporo marnującego się miejsca, różnych nieużytków, "upadłych" skwerków, terenów pokolejowych i zajętych przez magazyny, podupadłe fabryki. Uwolnienie tych terenów pod nową, miejską zabudowę być może obniżyło by wygórowane ceny gruntu i powstrzymało stawianie bloków na polach uprawnych.