Not logged in | Log in | Sign Up
74 jest popularna w lecie, ze względu na podjazd do Blue Grotto. Do tego zalicza biura(?) Lufthansy i do tego jest alternatywnym połączeniem na południe. Niektóre komentarze w maltańskich mediach mówią, że rano jest sajgon...
Do BlueGrotto zawsze się niby jeździło 201, ale ono nie jechało z Valletty. Jeśli chodzi o biura Lufthansy, to mielibyśmy potok na południe. W każdym razie ja jechałem kursem na 9:00 do stolicy i był kompletnie pusty.
Jak jeszcze została nie daj boże brytyjska konstrukcja służb (jazda na różnych wozach z dłuższymi przerwami posiłkowymi pomiędzy), to aż dziw bierze, że przy takich przebierankach kierowcy się nie mylą...
Nie, nie została. Teraz jest hiszpańska i pierwotnie kierowcy się buntowali, że to niewykonalne.
O, trzeba będzie zasięgnąć języka, jak to funkcjonuje w takim razie Nuż jeszcze się znajdzie następna szkoła rozkładowa, bo brytyjska to jest taka sobie i do niczego.
Po tych bym się nie spodziewał za wiele. Niektórzy uważają, że to obecnie jeden z najgorszych przewoźników w Europie. Rozkłady jazdy to coś, co zdecydowanie ich przerasta. Za czasów Arrivie wyglądało to nieźle, ale tylko na papierze, bo np. były sztywne czasy przejazdu, co pozwala robić sztywne takty, ale jednocześnie rozkład jest tylko iluzją.
Pięknie. Trzeba będzie zasięgnąć języka (w końcu niech ten mój hiszpański się do czegoś przyda ) i dowiedzieć się, jak to w Hiszpanii z reguły funkcjonuje. Arriva, no cóż, za czasów żółtych autobusów rozkład jazdy to też była loteria na poziomie tego, co mam pod ręką w Dublinie (wryć, tutaj przynajmniej mam SDIP z GPSa). Stosowali angielskie praktyki rozkładowe (które poza większymi miastami pokroju Londyn czy Edynburg do najlepszych z reguły nie należą), wraz z minimalizacją postojów i skakaniem kierowców pomiędzy wozami co jedną, dwie, cztery godziny na czele. Nie trzeba daleko grzebać, żeby znaleźć przykładową kursówkę z Malty z czasów Arrivy >> http://i49.tinypic.com/j9269e.jpg . Czasy przejazdów losowe i dość ogólnikowe, postoje rzędu 10 min, a 50 min z Bugibby do Valetty o 6 rano mnie rozwala do reszty, chociaż przez San Giljan to może faktycznie by się uzbierało (ja to jednakowoż głównie jeździłem przez Mostę). I tak polskiej ręki rozkładowej czasami nic nie zastąpi, jak widzę, co się stosuje na zachód od Odry...
Wiesz, ja się kiedyś bawiłem w układanie rozkładów w Amsterdamie. Tam były postoje rzędu 1-3 minuty. Nauczyłem się wtedy, że ważne są warunki wyjściowe. Bo o ile w Polsce firmy w pierwszej kolejności kombinują, żeby pod kontrakt było jak najmniej wozów, potem liczą się puste kilometry i żeby jak najmniejszym wozem i jak najmniej spalił, a potem kierowcy. A w Królestwie Niderlandów praca kierowców była tak droga, że bardziej się opłaciło, żeby kierowca przegubowca odstawił do zajezdni (a zmiennik wyjeżdżał swoim), niż żeby na niego na pętli 6 minut czekał. Z tego samego powodu przegubowce śmigały na liniach, gdzie w ciągu dnia było z pięciu pasażerów, bo bardziej się opłacało wysłać przeguba z innej linii, który akurat stał na pętli, niż 5 minut czekać, niż z innej linii przyjedzie coś mniejszego. Raj dla kierowców - tam bym się nie narażał na stres pracy w biurze, tylko spokojnie sobie pyrkał za kierownicą. Po zmianie odwiozą, na przerwie kawa i umeblowane pomieszczenie, socjal królewski - normalnie Wersal...
Odstawianie wozów na bazę żeby zmienić kierowców praktykuje się również i w Dublinie na liniach 17A, 18, częściowo 70, 102, 220 czy 238/239/270, a miejscami także na innych liniach bez zdawałoby się większej potrzeby poza wypełnieniem kierowcom godzin (9 w DP mogłaby zejść z 16 wozów na 13 gdyby wywalić te zjazdy na bazę w środku dnia, na przykład... ale to dla nich małe piwo). Tutaj to jest jednak spowodowane bynajmniej nie kosztem pracy kierowców, co potrzebą rozpoczęcia i zakończenia służby na bazie, a na tych liniach nie ma końcowych z bezpośrednimi połączeniami autobusowymi na odpowiednie zajezdnie (większość linii ma podmiany w centrum miasta, skąd łatwo dostać się na wszystkie osiem zajezdni, więszkość w/w linii centrum nawet nie widziało). Co do postojów rzędu 1-3 min, na takie postoje można sobie pozwolić tylko przy czasie przejazdu uwzględniającym wszelakie ewentualne utrudnienia w ruchu (chociaż mowa tutaj jednocześnie o Niderlandach, królestwie ułatwień dla zbiorkomu...), a nawet jeśli, to i tak gryzie się to z moimi osobistymi zasadami tworzenia rozkładów, wg których absolutne minimum postoju to 4 min (w godz. 6:30-22:00 6 min), chyba, że nie pozwala na tyle infrastruktura.
Krótko mówiąc - kręć się człowieku kręć po świecie, dużo więcej zobaczysz
Zgadza się. Trzeba sytuację rozbić na czynniki pierwsze i wychodzi tak, jak piszesz. To znaczy wydaje się absurdem, że w NL bardziej się opłaci zjechać niż czekać na zmianę. Ale w pierwszej kolejności mówimy właśnie o przepisie, gwarantującym kierowcom zakończenie pracy tam, gdzie zaczęli. Oczywiście można by ich odwieźć jakimś małym samochodzikiem, a nie wielkim autobusem. I tu dochodzimy do kluczowego przelicznika, że jeśli postój rozkładowy na pętli wynosi powiedzmy 6 minut, to te 6 minut pracy kierowcy, który czekałby, aż zmiennik owym małym samochodzikiem przyjedzie, kosztuje znacznie więcej, niż różnica w paliwie.
No i nie mniej szokujące przepisy, na mocy których autobus czasem i 20 kilometrów ciśnie na pusto, by odbyć przerwę posiłkową na innym krańcu, niż mu wypada, bo tu akurat nie ma budki z meblami, ogrzewaniem i kawą. A potem wraca.